Nie mam pozytywnego doświadczenia z wprowadzaniem drugiego języka obcego. Mój syn, dzisiaj już prawie osiemnastoletni chłopak, stał się tym, na którego chciałam przelać moją miłość do francuskiego.
Kiedy byłam w ciąży, słuchałam na okrągło francuskich piosenek. To jeszcze nie było nic nadzwyczajnego gdyż zawsze stanowiło moją codzienność. Słuchanie wiązało się ze śpiewaniem po francusku i tak na okrągło.
Kiedy mój syn już się urodził, praktycznie niewiele się w tej kwestii zmieniło gdyż cały czas gdzieś ten język nam towarzyszył. Ja lubiłam (i lubię dalej) się nim otaczać więc siłą rzeczy, stał się on również otoczeniem dla mojego syna.
Kiedy miał 1,5 roku wylądował w szpitalu ze złamaną w kości udowej nogą (wypadek w żłobku ale mimo to, zachęcam do korzystania z tej instytucji - moja córka też tam chodziła i było wszystko okey). Aby stworzyć mu warunki para domowe gdyż czekał nas tam miesięczny pobyt, zabrałam tam wszystkie rzeczy, które były jego ulubionymi + ogromny magnetofon i płyty z francuskimi piosenkami dla dzieci. Spędzaliśmy całe dnie na zabawie (poza chwilami kiedy zmieniała mnie moja siostra abym jednak trochę popracowała) i na słuchaniu bajek po polsku i po francusku. Wszystko jeżeli chodzi o język (i zdrowie mojego syna też) przebiegało bardzo dobrze, bez zakłóceń i niepowodzeń. Mój syn był osłuchany, może nie powtarzał zbyt wiele tego co słyszał ale poproszony mówił bez akcentu a za to pięknym francuskim.
Sytuacja zmieniła się radykalnie kiedy przyjechała do nas moja francuska koleżanka nie znająca języka polskiego. Mój syn miał wtedy około 3 - 4 lat. Monika mieszkała z nami tydzień a po tygodniu wspólnie spędziliśmy jeszcze jeden tydzień nad polskim morzem. I tutaj pojawił się problem, sytuacja totalnie nieoczekiwana i jak się okazało, trudna. Mój syn, mimo tego, że był osłuchany z językiem, że dźwięki, które słyszał wcześniej napotkał podczas pobytu mojej koleżanki, bardzo negatywnie był nastrojony do tej wizyty. Moje otaczanie go językiem jeszcze jakoś znosił ale kiedy zobaczył, że ja nagle zaczynam komunikować się z jakąś nieznajomą panią w tym czymś a on jest poza tym wszystkim, bardzo źle to odebrał. Stał się do mojej koleżanki agresywny czego nigdy wcześniej u niego nie było a na mnie obrażony. Nagle jego ukochana mama zaczyna komunikować się z obcą w sumie dla niego osobą używając takich słów, które dla niego nie znaczą nic i są kompletnie niezrozumiałe.
Po tym incydencie zaprzestałam eksperymentować i porzuciłam kompletnie tę myśl. Co się okazało po latach, jak podsumował to mój syn ?
Dzisiaj mówi, że intensywność i ilość z jakimi spotykał się z tym językiem w domu sprawiły, że on się na niego zamknął. I rzeczywiście...nigdy nie chciał do niego wrócić. Miał świadomość, że mógłby całkiem nieźle sobie z nim radzić bo nauczyciela ma na miejscu i naukę o każdej porze dnia a mimo to, powiedział temu stanowcze nie. Jedyne co mu z francuskiego zostało to piękny akcent.
Kiedy urodziłam po 9 latach drugie dziecko, tym razem córeczkę, nawet nie próbowałam wprowadzać jakiegokolwiek języka. Zupełnie odrzuciłam tę ewentualność, z góry założyłam, że może być podobnie, że kolejny raz wystraszę swoje dziecko i na dodatek go zniechęcę więc kiełkująca myśl została zniszczona zaraz na początku. Ale po kolejnych kilku latach, po wejściu w internet, zaczęłam się zastanawiać czy by może nie spróbować pomalutku do tego wracać. A może po prostu zobaczyć jak poradzi sobie z tym tematem moja córka....
Okazało się, że jest to dla niej świetna zabawa. Jest ciekawa, zadaje pytania, uważnie słucha i z entuzjazmem podejmuje podrzucane jej przeze mnie wyzwania. Staram się jednak być baaardzo ostrożna aby nie przesadzić. Ten lęk powoduje, że czasami boje się jej proponować cokolwiek ale ostatnie wyzwanie instagramowej koleżanki @englishspeakingmum #dwujezycznoscjestspoko nakręciło mnie kolejny raz do działania.
Tym razem wzięłam na tapetę #hiszpanski
To jest mój drugi język, którego kiedyś tam nabyłam, pielęgnuję i odgrzebuję z czeluści zapomnienia. Wymyśliłam sobie, że teraz właśnie w tym języku poczytamy bajkę, którą parę miesięcy temu czytałyśmy po francusku. Pomysł został zaakceptowany więc nie pozostawało mi wiele do myślenia jak tylko przygotować tekst i ewentualne elementy, które umilą i urozmaicą zabawę. Bajka nosi tytuł:
Czytanie po hiszpańsku nie wymaga długiego przygotowania. Wystarczy zapamiętać kilka wskazówek i czytanie bardzo dobrze wychodzi czego przykładem jest moja córka. Dostała ten tekst, przeczytała trzy razy na przełomie kilku dni i nie miała już prawie żadnych problemów z wymową. W bajeczce pojawiły się dni tygodnia i kolory , ja zaproponowałam właśnie na kolory zwrócić szczególna uwagę i nad nimi się podczas tej lektury pochylić szczególnie. Oto jak pracowała moja córka:
Moja córka czytała i ubierała wilka w odpowiedni kolor ubranka. Jak to możliwe, że udawało jej się to zrobić? Po pierwsze, kolory hiszpańskie (nie wszystkie ale jednak) podobne są do francuskich, po drugie, słowa opisujące kolor zaznaczone są w tekście odpowiednim tuszem. Podczas czytania, tego pierwszego zetknięcia się z tekstem, tłumaczyłam mojej córce co niektóre ze słów znaczą. I tutaj muszę wspomnieć o reakcji mojego syna. On oczywiście, bardzo sceptycznie podszedł do tego wyzwania i kiedy moja córka skończyła swoje zadanie, zabrał jej ten hiszpański tekst i zaczął ją pytać o znaczenie słów. Wszystkie kolory o które ją pytał, podawała bezbłędnie. Widziałam na jego twarzy uznanie dla tej zabawy i sam przyzał, że może to nie jest taki zły pomysł...
Elementy, które moja córka w tej zabawie wykorzystała zrobiłam sama a natchnęła mnie do tego dziewczyna, która bardzo chciała w ten sposób pracować z bajkami (KLIK).
Serdecznie polecam tego typu zabawę, bo to przyjemne i pożyteczne ;-))
Pozdrawiam
Ewa
Komentarze
Prześlij komentarz